Odzyskuje smak zycia. Przeszkadza mi tylko wspominanie namietnosci, tych szalonych
chwil... tego mojego zawstydzenia i jednoczesnego zadowolenia z siebie...
powiedzialam mu delikatnie, ze to juz raczej koniec... bo ja chce zyc a nie
zatrzymywac sie w oczekiwaniu na cos co sie moze nawet nie zdarzyc... poki co
najwieksze ukojenie przynosi mi spotykanie sie z N (patrz moj poprzedni blog psycholozka)
i takie poczucie, ze nie wszystko stracone. Musze tylko dopoczac i sobie to
poukladac w glowce... a teraz ide na impreze:) A co!
Dodaj komentarz