Archiwum wrzesień 2006


Bez tytułu
Autor: pika
30 września 2006, 00:19

Hmmm...w sumie to jest tak, ze mam to co chcialam. Mialam stagnacje w zwiazku- wiele sie teraz dzieje w moim zyciu osobistym... no i jest tak, ze sie wkurzam, ze tesknie, ze dostaje szalu z nerwow co ze mna bedzie, ze czasami panicznie boje sie swojej samotnosci... ale z drugiej strony ekscytuje mnie niewiadoma, pytajnik jest niesamowicie podniecajacy, czuje ze dam sobie rade, ze tak czy siak bede szczesliwa. Bo w sumie to wlasnie do tego daze, chce byc szczesliwa, jak bedzie trzeba to wyrwe sobie te szczescie z nieba... musze o siebie zawalczyc.

(bez)sens
Autor: pika
24 września 2006, 00:03
Ja nie wierze w teorie dwoch polowek... nigdy nie wierzylam, bo wiem, ze do zwiazku sie dorasta, ze z wieloma osobami mozna stworzyc szczesliwy zwiazek, zalezy to np od tego na jakim etapie zycia jestesmy. No i ja jestem teraz w takim punkcie, ze ciagle sie zastanawiam... czy warto sie w to pakowac, czy to ma sens, czy to jest mozliwe na linii Polska- Anglia, czy on sie w ogole nadaje dla mnie, czy ja nie powinnam pobyc choc troche sama... i doszlam do wniosku, ze najlepiej dla mnie bedzie, jesli sobie to wszystko odpuszcze, w sensie myslenia, i poczekam na to co mi zycie przyniesie. Moze troche szczescie samo do mnie przyjdzie? i nie bede musiala o nie sama walczyc? nie wiem. ale chyba postaram sie przekonac. wiec sama sobie zycze powodzenia.
aniol stroz
Autor: pika
19 września 2006, 23:35

Wlasnie przeczytalam dziennikciezarowca.blox.pl

Sa to zapiski faceta, ktory przezywa ciaze razem ze swoja zona. W sposob niesamowity opisuje ich perypetie. Jest w tym mnostwo milosci.

I ten facet jest hazardzista i alkoholikiem, tylko, ze ani nie chodzi do kasyna, ani nie pije.

I wszystko byloby dobrze, gdyby nie pewien fragment, w ktorym okazuje sie, ze jego znajomi chca zrobic pepkowe, ale go nie zaprosza, bo on nie pije, a nie moga zrobic bez alkoholu, bo to nie ma wtedy sensu. I on czuje sie beznadziejnie z tego powodu, ze dla jego znajomych ta sprawa jest nie do przeskoczenia... kiedy wraca do domu, do zony to jej o tym opowiada... a ona mu mowi, ze dla niej najwazniejsze jest, ze moze na niego liczyc, ze wie, ze nie wroci podciety czy nachlany i wtedy musialaby liczyc na siebie. Ze nie przyjdzie do szpitala po porodzie na kacu smierdzacy alkoholem.

I wtedy poczulam, ze to jest dla mnie najwazniejsze, zebym wiedziala, ze on nie wroci nachlany wieczorem, nie wroci podciety popoludniu. Ze wiedzac jakie to jest dla mnie wazne po prostu tego nie zrobi. Kurwa pochodze z takiego popieprzonego domu, ze akurat to jest dla mnie najwazniejsze, nic innego. I wiem, ze facet z ktorym bede, on bedzie musial to po prostu zaakceptowac, ze najpierw trzeba dlugo zdobywac moje zaufanie, a dopiero potem mozna pic, albo najlepiej nie. I nigdy, przenigdy nie nachla mi sie na zlosc, bo wtedy bedzie wiedzial, ze to koniec. Wiem, ze ta sytuacja nie jest normalna, i ze to sa jakies warunki, ze dla niektorych te warunki moga byc nie do zaakceptowania. Ze moge kogos przez to stracic. Ale oddam cala siebie za to blogie poczucie bezpieczenstwa, ktorego nigdy nie doswiadczylam w domu. Za brak tego specyficznego stanu, poczucia, ze jestem sama, ze moge liczyc tylko na siebie, ze jestem SAMA...

Ja chce tylko normalnie zyc. 

Niech Aniol Stroz nade mna czuwa.

nie prosilam o nic
Autor: pika
19 września 2006, 18:50

Wiec kolejny dzien przystosowywania sie do nowej sytuacji mija bezszelestnie... dniami i nocami zastanawiam sie czy zwiazek dwojga ludzi, gdzie jedno jest w Polsce, drugie w Anglii ma jakies szanse przetrwania... Przy takich informacjach : ze strona finansowa nie jest tu problemem, ze on nie ma takiej zobowiazujacej pracy- jest wlascicielem firmy i moze wyjezdzac raz na jakis czas, ze jeszcze dwa lata studiow przede mna... ze on ma jeszcze dziewczyne, ale juz lada chwila ma sie z nia rozstac (jesli nie to koncze ta znajomosc)... nie wiem, ale chyba nie umiem na to spojrzec obiektywnie. Serce rwie sie do niego, ale rozum podpowiada, zeby sie dobrze zastanowic. No i po co mi to wszystko? Nie prosilam o kolejna milosc, nie chcialam nikogo, nie chcialam sie zakochac ... a teraz tak czy siak bede cierpiec.

Bez tytułu
Autor: pika
16 września 2006, 21:58
Trudno mi sie przystosowac do Polski... ale chyb atak naprawde to trudno mi sie przystosowac do braku. Braku ciepla Pana Zajetego, braku usmiechu ludzi na ulicach, braku poczucia, ze wszystko bedzie dobrze. Bo bedac tam czulam, ze wszystko bedzie dobrze, ze sobie poradze, ze swiat stoi otworem... rodzice od razu mnie sprowadzili na ziemie, mama jest tak upierdliwa, ze mam juz jej serdecznie dosc po jednym dniu w domu. Najbardziej mi brakuje poczucia bezpieczenstwa, bo tu nie czuje sie bezpiecznie. Nie czuje wsparcia... malo optymistycznie, ale z drugiej strony mysle, ze wszystko sie samo ulozy. Potrzebuje tylko kilku dni.