Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12
|
13 |
14
|
15 |
16 |
17 |
18
|
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29
|
30
|
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
Archiwum październik 2006
Sama juz nie zadazam za swoja telenowela... dzis dowiedzalam sie z obiektywnych
zrodel, ze On za mna teskni strasznie, ze bardzo mu na mnie zalezy... ze to nie
jest kit, ze z tamta dziewczyna zwiazek jest juz na wykonczeniu, ze on potrzbuje
jeszcze tylko troche czasu... Wiecie co? w tym
momencie mialam ochote wyskoczyc z balkonu ze szczescia. Chcialam sie tarzac po
podlodze... w kazdym razie skonczylo sie na waleniu glowa w biurko... ze szczescia
oczywiscie. On natomist zadzwonil, powiedzial, ze cudownie jest slyszec moj glos...
i zebym do niego poleciala... poleciala do niego. Ja powiedzialam oczywiscie, ze
nie wiem czy to jest wlasciwe. Ze nie jestem pewna czy powinnam. Bo niby jako
kto mam sie z nim zobaczyc? No wkazdym razie chybajest dobrze. Nie chce sie za
bardzo przyzwyczajac do mysli o nim, dlatego tez postaram sie dystansowac...
hahahhaha... mimo, ze serce wali jak szalone:)
No tak... moje zycie jest teraz jak telenowela... mnostwo postaci... meczy mnie to okropnie. Chociaz z drugiej strony szaleje ile
moge i to mi pozwala nabrac dystansu. Choc i tak przesladuja mnie hustawki nastrojow, to
lepsze to niz wegetacja, cierpienie i gaienie sie w sufit. Ale ja widze, ze szczegolow
zdnych nie podalam, moze dlatego ze mi wstyd. Przypominam. Jestem po uszy zakochana
w facecie, o 8 lat starszym ode mnie, ktory pomieszkuje obecnie poza granica Polski.
No i on ma dziewczyne. Juz 6 lat, ona mieszka u niego w domu... My sie znamy od
3 miesiecy. On twierdzi, ze jego zwiazek jest na wykonczeniu, prosi mnie zebym
zaczekala jeszcze troche. Ja teraz juz wiem, ze poczekac musze, bo zakochanam po uszy.
Po drodze oszukiwalam sie kilkanascie razy, ze czekac ne bede, ze nic nie czuje,
ze moze czuje cos do bylego, ktory takze ma role w mojej telenoweli... No i tak
jestesmy dzisiaj, kiedy to mam wiekszy dystans. Co nie zmienia faktu, ze czuje sie
jak idiotka, z boje sie, ze on mnie oszukuje... jego nikt nie zna, jest czlowiekiem
widmem, po to, aby pozbyc sie ewnetualnych niewygodnych pytan... Bo co powiem? ze
jestem jego dziewczyna, przyszla dziewczyna, druga dziewczyna, kochanka... a moze
on jest moim sponsorem??? Mozliwosci wiele, zadna prawdziwa.
Odzyskuje smak zycia. Przeszkadza mi tylko wspominanie namietnosci, tych szalonych
chwil... tego mojego zawstydzenia i jednoczesnego zadowolenia z siebie...
powiedzialam mu delikatnie, ze to juz raczej koniec... bo ja chce zyc a nie
zatrzymywac sie w oczekiwaniu na cos co sie moze nawet nie zdarzyc... poki co
najwieksze ukojenie przynosi mi spotykanie sie z N (patrz moj poprzedni blog psycholozka)
i takie poczucie, ze nie wszystko stracone. Musze tylko dopoczac i sobie to
poukladac w glowce... a teraz ide na impreze:) A co!
Moi Mili!!! Jest teraz u mnie mama, wspiera mnie i pomaga sie uporac z rzecywistoscia
jak tylko umie... poniewaz najgorsze sa dla mnie wieczory dala mi cos lekkiego
nasennego i moze dzieki niej choc jeden wieczor nie bedzie dla mnie horrorem.
Juz mi jest troche lepiej, chociaz boje sie to pisac, bo wiem, ze najgorsze przede
mna. Dlaczego? Bo on mi jeszcze nic nie powiedzial, powiedzial, zebym zyla
normalnie (wychodzi mi jak jasna cholera), a co bedzie z nami, on nie wie. Narazie
to ja sama sibie powiedzialam, ze to koniec. Nie wiem, co bedzie kiedy okaze sie, ze
to jesy "naprawde" koniec. Moze bedzie lepiej? nie wiem. Poki co troche Was odwiedze i
postaram sie zasnac...
Tak, tak... mozna sobie pisac o poszukiwaniu szczescia,kiedy ma sie kogos w
zanadrzu, kiedy masz kogos z kim mozesz sie tym szczesciem podzielic. Ja jak sie
wlasnie okazalo jestem sama, facet z Anglii okazal sie jednak bardzo bardzo nie moim facetem.
Najpierw wylam i walilam glowa w sciane, teraz juz mi lepiej, czekam az skonczy sie
ten trudny okres oplakiwania straty i moze cos zrobie ze swoim zyciem... To miejsce
bedzie dla mnie swiadectwem radenia sobie z nowa sytuacja...mam 22 lata i nigdy nie
bylam sama, teraz jestem... hahaaha, ja nawet nie wiem co robia sami ludzie
wieczorami...nie mam pojecia, dlatego poki co to gapie sie w ksiazke albo od wczoraj
w ekran kompa... ehhh... czeka mnie walka zycia.