Linki
- Poznaje
-
- Zagladam codziennie
-
Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
30 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11
|
12 |
13
|
14 |
15
|
16
|
17
|
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
Najnowsze wpisy, strona 13
Pelna energii z rana ide podbijac swiat!Slonce swieci, ptaszki spiewaja... tak tak,
banaly, co nie zmienia faktu, ze od kiedy staram sie walczyc o siebie zycie
wydaje sie byc latwiejsze, budze sie z usmiechem na twarzy, nawet o 7 rano:) nie
wiem ile to potrwa, ale postaram sie aby trwalo jak najdluzej:)! Dzis zajecia, potem
biegne do instytutu psychologii po wpis, nastepnie do domu na drzemke i na impreze
z ludzmi, z ktorymi dawno sie nie widzialam. Ciesze sie na ten dzien. Wam rowniez
zycze milego, slonecznego dnia:)
Mialam napisac prace o problemach osob starszych. W tym celu zadzwonilam do babci
bo stwierdzilam, ze ona bedzie najlepszym zrodlem wiedzy na ten temat.
Najpierw opiszę sytuację babci, potem przytoczę rozmowę.
Babcia ma 81 lat, w zeszłym roku na raka umarł jej mąż, a mój dziadek.
Od kilkudziesięciu lat ma ciągle umierać (według lekarzy) bo ma dość dużą dziurę
w sercu. Jednak wbrew im jest sprawną staruszką, jak na swój wiek- sama się sobą
zajmuje, codziennie chodzi do kościoła i na cmentarz, kilka miesięcy temu, jak
zwykle nikomu nie mówiąc, wsiadła do pociągu i zupełnie sama pojechała do Gdyni
(a mieszka na Mazurach) odwiedzić koleżankę.
Kiedy zapytałam babcię jaki jej zdaniem jest jej największy problem, to zamiast
wymieniać doskwierające jej niedogodności wykrzyknęła „Ależ jakie ja mogę mieć
problemy Martusiu! Ja mam wspaniałe życie!”. Wprawiło mnie to w takie osłupienie,
że aż na chwile zamilkłam. Po chwili jednak kontynuowałam i zapytałam ją czy nie
doskwiera jej samotność, to że córki i syn nie odwiedzają jej zbyt często,
przecież dziadek umarł niedawno… Babcia się chwilę zastanowiła i powiedziała mi,
że jej największym szczęściem jest szczęście jej dzieci i ona nie chce na nich
narzekać, bo cieszy się, że mają swoje w miarę udane życie, a jak już się za
długo nie odzywają to sama do nich dzwoni, albo jedzie na niezapowiedzianą wizytę
. A z dziadkiem przeżyła całe życie, bardzo jej go brakuje, ale ma teraz czas dla
siebie. Powiedziała, że może sobie oglądać programy w TV które chce, jeść to na
co sama ma ochotę… Nigdy bym się po swojej babci nie spodziewała takiego
optymizmu! Jednak chciałam się dowiedzieć o jakieś jej problemy więc zapytałam o
pewniak (moim zdaniem) czyli pieniądze i zdrowie. No przecież wiem, ze w tych
sferach nie może być jej za dobrze... I tu moja babcia mnie zadziwiła kompletnie.
Co do pieniędzy, to powiedziała, że jak na jej potrzeby to jej zupełnie
wystarcza, nawet odkłada coś dla wnuków. No a zdrowie, to ona codziennie
dziękuje Bogu, że udało jej się dożyć sędziwych lat mimo problemów zdrowotnych,
które ją męczyły przez całe życie.
Pomyślałam, że mam wzorową babcię, która nie ma postawy roszczeniowej i w
dodatku umie korzystać z życia! Nie patrzy na negatywne strony swojego położenia,
tylko cieszy się z tych pozytywnych. Nie narzeka, nie zrzędzi (właściwie, to
nigdy tego nie robiła) tylko sobie spokojnie żyje zadowolona. Myślę, że kluczem
do tego jej spokoju i zadowolenia jest przeżyte szczęśliwe życie w jej poczuciu.
Nie żałuje niczego, nie ma do nikogo żalu i dlatego nie jest zgorzkniała.
Bez pomocy psychologa wie, co jest w życiu najważniejsze, wie, że nie ma co
patrzeć tylko na te przykre strony życia.
Zaczęłam podziwiać moją babcię.
I znowu to samo, i znowu powrot do Trojmiasta, do szarej rzeczywisotsci w ktorej
czuc dotkliwy brak Onego. Dotkliwy az bolesny, mimo ze ostatnio prawie bez przerwy ze
soba przebywalismy. Juz mam tego dosyc, a czeka mnie jeszcze rok osobno :( :( :(
a juz najgorsze w tym jest to, ze nie musi tak byc, ale bedzie, bo ja nie umiem
z nim na ten temat porozmawiac. Wracam do rzeczywistosci..
W koncu zdobylam sie na szczera rozmowe z mama. Powiedzialam jej dlaczego jej nie
odwiedzam, dlaczego sie separuje... Zapytalam "Mamo zastanow sie, czy to normalne, ze
dziecko musi sie separowac od rodzicow aby moc normalnie zyc??" I wtedy mama pekla i
do przyznala mi wszystko, ze mnie krzywdzila i nadal krzywdzi, ze robila mi
na przekor, ze popelnila wiele bledow... Plakala i zapytala mnie czy naprawde
byla najgorsza matka. Ja zgodnie z prawda nie zaprzeczylam, tylko powiedzialam, ze
byla mama trudna i ze popelnila wiele bledow. Wymagalo ode mnie duzo silnej woli, zeby
nie zaprzeczyc od razu, tylko zacisnac zeby i powiedziec prawde. Mama mnie za wszystko
przeprosila i powiedziala, ze mnie bardzo kocha, ze jest ze mnie dumna i ze jestem
taka jaka ona mnie sobie wymarzyla. Choc, jak dodala, nie ma w tym jej zaslugi.
Troche stanela prawdzie w oczy, nie wiem czy trwale, czy tylko chwilowo, ale stalo sie
dla mnie cos waznego. Przyznala mi racje- juz nie musze sie zastanawiac tak jak
wczesniej czy moze ja sobie tego wszystkiego nie wymyslam. Nie wymyslam. Jasno
potwierdzila, ze mnie skrzywdzila. Chociaz tyle. Staram sie nie cieszyc, zeby
potem nie czuc wielkiego rozczarowania jak sie okarze, ze to tylko chwilowe olsnienie.
Ale przynajmniej pdzyskalam spokoj ducha.
Dzis u mojego terapeuty zdalam sobie sprawe, ze jedynym uczuciem, ktore mnie
gna do domu jest poczucie winy. Przez wiele, wiele lat myslalam, ze to co czuje
jest tesknota, ale mylilam sie. Te charakterystyczne nudnosci, takie delikatne nudnosci
dotkajace szyji to nie tesknota. To pieprzone poczucie winy. Ze jestem zla corka,
ze nie daje z siebie wszystkiego, ze oni nie sa ze mnie zadowoleni, ze sprawiam im
bol, ze nie jestem z nimi a przeciez maja tylko mnie. To wszystko mnie dzis bardzo
dopadlo. I rzutuje na dzisiejszy dzien. Juz jadac do Onego w pociagu bylam zla. Kiedy
go zobaczylam na peronie, nie przeszlo mi, lecz jeszcze bardziej sie wzmocnilo. Potem
doszlam do wniosku, ze to przeciez znowu moje poczucie winy mowi mi, ze powinnam
pojechac do domu, bo rodzice tego chca. Ale rozum pyta, po co? Po kolejne
upokorzenia? I zamiast sie cieszyc Obym, jestem zla. I jeszcze zla jestem, ze jestem
zla a nie zadowolona. I nie wiem co mam zrobic, dzis nie mam sily sobie z tym
poradzic. Onego wypchnelam na silomnie i siedze przed kompem trawiac po raz
kolejny swoje dziecinstwo. I znowu lize rany. I znowu placze. Zycie mnie strasznie
boli.